"Śluby panieńskie" w reż. Tomasza Grochoczyńskiego w Teatrze im. Szaniawskiego w Płocku. Pisze Rafał Kowalski w Gazecie Wyborczej - Płock.
Płocka wersja "Ślubów panieńskich" - czyli Fredrowska opowieść o tym, że na miłość nie ma rady i warto o nią walczyć - to dwa zaskoczenia i tyle samo potwierdzeń. Pierwsze z zaskoczeń objawia się, zanim którekolwiek z aktorów zdąży się odezwać: chodzi o malowniczą scenografię Małgorzaty Walusiak. Ogromna makieta dworku w zieleni różnych roślin plus żywa papuga - klimat jak w ogrodzie botanicznym pod dachem - dowodzą, że wąż w kieszeni dyrektora Marka Mokrowieckiego potrafi czasem przysnąć. Dyrektor nieraz w rozmowie z "Gazetą" powtarzał, że przy coraz mniejszym budżecie teatru nie będzie oszczędzał na aktorach, lecz scenografii. W tym przypadku sypnął groszem i może mieć satysfakcję, że nie stracił pieniędzy. Zaskoczenie drugie to odwaga reżysera Tomasza Grochoczyńskiego. Według najnowszych badań Biblioteki Narodowej ponad 60 proc. Polaków w 2012 r. nie przeczytało ani jednej książki. On w tych okolicznościach nakazał akt