Rok 1984 - rok premiery "Antygony" Sofoklesa w krakowskim Teatrze Starym - poddawał proste interpretacje. Gdy po raz pierwszy oglądałem to przedstawienie, wybiegający na scenę żołnierze jednoznacznie kojarzyli się z szarżującą falangą ZOMO, chór niosący portret heroiny- z listopadową manifestacją, kiedy zaś posłaniec przynosi wieść o śmierci Antygony - gazety pisały o odnalezieniu ciała księdza Popiełuszki. Tylko napis ,,dymy użyte w spektaklu nie są szkodliwe dla zdrowia" mówił, czym różni się rzeczywistość sceniczna od tej za murami teatru. Wtedy trudno było uwierzyć, że to nie Kraków spowity obłokami łzawiących gazów a Teby, miasto o siedmiu bramach sprzed dwóch i pół tysiąca lat. Minęło pięć lat i na "Antygonę" spoglądam chłodniejszym okiem. Czy wstydzę się dawnych wzruszeń? Tak rzeczywiście: kiedy Antygona podnosi dramatycznie dłonie skute kajdanami czuję się skonsternowany patetycznością gestu. Zastanawiam się,
Tytuł oryginalny
Antygona z żelaza
Źródło:
Materiał nadesłany
"Młoda Polska" nr 16