Ten spektakl słusznie znalazł się w "Złotej setce" Teatru Telewizji, choć sam Janusz Głowacki tak przekornie mówił o "Antygonie w Nowym Jorku": "Każda epoka ma taką tragedię, na jaką zasługuje. Napisałem po prostu komedyjkę o rozpaczy". Autor przenosi wątki antycznej tragedii Sofoklesa w realia współczesnej Ameryki, do Tomkins Square Park, w którym żyją bezdomni: Sasza, rosyjski Żyd, Pchełka, drobny cwaniaczek z Polski, Portorykanka Anita. Choć wydają się być już tylko strzępami ludzkimi, pozbawionymi zasad, siły woli, charakteru, to przecież w chwilach próby potrafią się zdobyć na reakcje i gesty prawdziwie wielkie. Jan Kott za trzy najwybitniejsze polskie sztuki ostatnich lat uważa "Emigrantów" Mrożka, "Do piachu" Różewicza i właśnie "Antygonę..." Głowackiego. Znamienne jest i to, że dwie z nich w Teatrze Telewizji wyreżyserował Kazimierz Kutz. Choć przekleństw, scen drastycznych jest wiele, reżyser nie chce nimi epatować widzów. O
Tytuł oryginalny
Antygona w Nowym Jorku
Źródło:
Materiał nadesłany
Rzeczpospolita nr 227