Bunt i sprzeciw jest przypisywany młodym, choć nie omija starości. Wtedy bywa zazwyczaj przesycony ironią, filozoficzną zadumą, lub sarkazmem. Jak w gniewnym dystychu Leopolda Staffa, napisanym u schyłku życia: "Dajcie mi szerokie pole, trudno wciąż iść miedzą. / Może to mój wiersz ostatni, a diabli go wiedzą". Mam słabość do młodych buntowników. Sam nim byłem, dlatego uważnie przyglądam się ich poczynaniom w teatrze. Gdy pojawił się na afiszu Teatru im. J. Słowackiego - "Apokryf wigilijny" według scenariusza Marka Fiedora, studenta III roku reżyserii, wstąpiła we mnie nadzieja. Spotęgowana tym jeszcze, że budynek teatru przy placu Św. Ducha, ogarnięty wciąż szałem remontu, z zamkniętą widownią, stwarza niezwykłą okazję uczestniczenia w spektaklach, które w sposób zgoła naturalny łączą widzów z aktorami na ogromnej scenie, tak bardzo umiłowanej przez Wyspiańskiego. Stąd pewnie niecierpliwe oczekiwanie na teatralny cud zauroczenia.
Źródło:
Materiał nadesłany
"Przekrój" nr 2381