Pan dyrektor, po serii fars i zabaw, postanowił przestawić swoją scenę na tragiczną i pokazać nam refleks słynnego mitu starożytnego. Ciekawe, co by wyszło, gdyby zastosować tutaj jakąś praktykę symultaniczną i "przemieszać" owe "Antygony"? Na taką "awangardę" reżyser jednak nie poszedł. Wyszło to, co wyszło, bowiem jest w Powszechnym swoisty genius loci. Wystarczy przypomnieć niefortunną "Miłość i gniew" - także próbę wyłamania się z konwencji tej sceny. Pewnie, że nie samą farsą powinien żyć człowiek, lecz jeśli mi starość rozumu nie tłumi, to sądzę, że aby zrobić dzisiaj "Antygonę" (tym bardziej dubeltową) i mieć sukces - trzeba reżyserowi dużego doświadczenia i w ogóle musi to być reżyser pierwszej ligi. A i to może nie wystarczyć... Zdaje się więc, że byliśmy świadkami typowego porywania się z motyką na słońce. Jest zespół do fars, ale nie widać w Powszechnym zespołu do wielkich tragedii - chciałbym się jednak
Tytuł oryginalny
Anty- Korwin
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Łódzka nr 241