Słyszałam: "Masz nazwisko i twarz Dymnej, to ci pomoże, ludzie ci ufają,
niejeden potencjalny sponsor kochał się kiedyś w Marysi Wilczurownie".
Dlatego założyłam tę fundację - mówi Anna Dymna
Po co pani pomaganie? Kim by pani była, gdyby nie założyła pani Fundacji ..Mimo Wszystko"? - Byłabym tym, kim jestem. Miałabym 67 lat, nadal bym pracowała w teatrze, ze studentami w Akademii Sztuk Teatralnych, prowadziłabym Salon Poezji, no i pomagałabym komu mogę, odruchowo, czasem niezbyt mądrze i chaotycznie. Co to są za odruchy? - Głupio mi wciąż o tym mówić. Dla mnie to oczywista sprawa. Wychowałam się w domu, w którym pomaganie było czymś normalnym. Tak jak się oddycha, je i robi siusiu, tak samo pomaga Się komuś, kto potrzebuje pomocy. Nikt mi też nie mówił: "masz być dobra" Moja mama po prostu taka była, a ja na nią patrzyłam od urodzenia. Chciałam być taka jak ona. Byłam pewna, że wszystkie matki takie są. Jak ktoś leżał na ulicy, pochylała się nad nim, niezależnie, czy był pijany i brudny, czy trzeźwy i czysty. Jak pies był przywiązany do budy, to szła do niego i jeśli ktoś wołał: "Może być wściekły" ona mówiła: "Ja