- Ona wciąż we mnie siedzi. Ot, taki mały lubelski wieśniak.
Dopiero kiedy ktoś mnie doceni, powie coś miłego, dociera do mnie,
jak długą drogę przeszłam. Że coś znaczę. Że umiem - mówi Anita Sokołowska, aktorka Teatru Powszechnego w Warszawie.
Córka tatusia, chwalona, doceniana. Anita Sokołowska od dziecka słyszała, że powinna być aktorką, "bo ładna". Ale o sukces musiała zawalczyć. W teatrze wystąpiła jako 10-latka. Lekcję dyscypliny dostaław balecie. Potrafi więc zagrać i w "Hamlecie", i w "Na dobre i na złe". Prywatnie szuka mocnych wrażeń, choć przyznaje, że jako mama małego Antosia nad kolejnym skokiem na spadochronie zastanowi się... chwilę dłużej. Jej doktor Lena, którą od 10 lat gra w "Na dobre i na złe", to osoba aż za łagodna. Zuza z "Przyjaciółek" - przeciwnie, potrafi tupnąć nogą. Ale takie emocje to ledwie ułamek tego, co Anita Sokołowska może pokazać na scenie. Ostatnie kilka lat w Bydgoszczy. Na prowincji, powiedzą laicy. Środowisko jednak wie, że tamtejszy teatr jest dziś jednym z najlepszych. Anita wystąpiła w głośnych spektaklach, m.in. "Wiśniowym sadzie" czy monodramie "Komornicka...", za który w ogólnopolskim rankingu została uznana za najlepszą akto