- Myślę, że dojrzałam przez te lata w bydgoskim teatrze. Niedługo będę miała czterdziestkę. Macierzyństwo też mnie zmieniło. Stałam się bardzo konkretna, choć nadal kieruję się intuicją - mówi aktorka Teatru Powszechnego w Warszawie.
Który to już rok na bydgoskich deskach? Siódmy? - Nie liczę sezonów, ale chyba tak. Zaraz po szkole teatralnej pracowałam w Lublinie, potem na etacie w Łodzi i przez chwilę w Warszawie, a od 2008 roku jest Bydgoszcz. I cały czas dojeżdżasz ze stolicy na próby, spektakle... Męczące? - Oj, tak. Większość bydgoskiej ekipy tak krąży - z Warszawy, Krakowa, czy innych miast. Często ładujemy się do jednego samochodu i jest wesoło. Taki nasz punkt przerzutowy to park Wilsona. Czekając tam zimą na transport żartowaliśmy sobie, że wyglądamy jak zbieracze jabłek, jadący do Szwecji. Dziś mamy autostradę, ale przeżyliśmy naprawianie drogi Warszawa-Bydgoszcz. Czasem jechało się pięć godzin, napotykając przy tym dwanaście świateł wahadłowych. Bydgoski teatr stał się ważnym punktem na teatralnej mapie kraju. - Jednym z głównych! Jego pozycja zaczęła wzrastać, odkąd przejął go Paweł Łysak. Teraz z powodzeniem prowadzi go Paweł Wodzińsk