Pokochaliśmy ją za role w "Na dobre i na złe" i w "Przyjaciółkach". Została też jurorką w programie "The Brain. Genialny umysł". Choć skończyła czterdziestkę, ma energię dwudziestolatki. Gotuje, podróżuje i razem z partnerem Bartkiem Frąckowiakiem pokazują świat swojemu czteroletniemu synkowi.
Widzowie poznali Panią w 1999 roku jako Stefcię w serialu "Trędowata", a potem zniknęła Pani na wiele lat. Telewizja i film nie miały propozycji? Anita Sokołowska: Ależ miały, tylko ich nie przyjmowałam. Wymagały raczej ładnej buzi niż dobrego warsztatu. A ja chciałam, żeby świadczyła o mnie wykonywana praca, a nie to, na jakiej ściance stanę. Świadomie zrobiłam krok w tył. Grałam w teatrze. On daje możliwość pracowania nad rolą, rozwijania się. Nigdy bym z niego nie zrezygnowała. To właśnie z jego powodu dzieli Pani życie między Warszawę i Bydgoszcz. W jednym mieście Pani mieszka, w drugim gra na scenie. To chyba nie jest łatwe, zwłaszcza kiedy jest się mamą? A.S. To bardzo trudne. Prościej było wtedy, gdy Antoś byt malutki. Synek zasypiał w samochodzie w foteliku szczęśliwy, że jestem obok. Taki maluch najbardziej potrzebuje mamy. Ten etap nie trwa jednak długo. Dziecko rośnie, potrzebuje codziennych rytuałów, kolegów, prze