Nie wyrzekam się, żywionego od dzieciństwa, przeczucia, że w aktorze jest coś anielskiego, albo że aktor j e s t aniołem. Nawet tak zwany szmirus. Ponieważ zawsze jest posłańcem (angelos) jakiejś - przewyższającej go - transcendencji - pisze Bogusław Kierc, aktor i poeta, w kwartalniku Teatr Lalek.
Dziecko przyszło do teatru lalek. Uszczęśliwia je bycie w teatrze. W tym teatrze. Wie, że w tym teatrze grają lalki. A raczej - wie, że w tym teatrze aktorzy grają lalkami. I najważniejsza jest dla niego ta gra. Nie przeszkadza mu to, że widzi czubki głów nad krawędzią parawanu, że blikują czempurity (nie zna jeszcze tego słowa: widzi druty. Słyszę te czary słów: blikują-czempurity-widzi-druty). Opowiada się jakaś bajka, ale dla niego ważniejsze jest bycie lalek w tej opowieści, ich bycie lalek jako lalek. I przez to nie są ani trochę mniej wiarygodne w bajkowych prawdo- i nieprawdopodobieństwach. Dziecko przejmuje się ich perypetiami, bez utraty świadomości, że to lalki je uwodzą i wiodą w te cuda i dziwy. To dziecko jest chłopczykiem, co ma znaczenie wyraziste, albo wyrazistsze, kiedy mówimy o lalkach. Bo lalki kojarzą się z dziewczynkami. Ale ten chłopczyk bywał dopuszczany do ich wtajemniczeń i mógł się z nimi bawić lalkami. Choć lalk