"Czarodziejka z Harlemu" w reż. Ingmara Villqista na Małej Scenie Teatru Rozrywki w Chorzowie. Pisze Henryka Wach-Malicka w Polsce Dzienniku Zachodnim.
Do wynajętego pokoju wprowadza się dwoje ludzi, których dzieli praktycznie wszystko, a łączy coś, co widzowie sami będą musieli zdiagnozować ze strzępków słów i reakcji bohaterów. Swoim zwyczajem w "Czarodziejce z Harlemu" (ubiegłotygodniowa premiera na Małej Scenie Teatru Rozrywki w Chorzowie) Ingmar Villqist to, co najważniejsze w emocjach i odczuciach postaci, ukrywa poza tekstem, zostawiając margines interpretacji zarówno dla publiczności jak i dla aktorów. O ile jednak poprzednie jednoaktówki Villqista rzeczywiście prowokowały do dyskusji, o tyle "Czarodziejka z Harlemu", wystawiona właśnie w reżyserii autora, pokazuje sytuację na tyle konkretną, że nie trzeba się gubić w domysłach, by zgadnąć jak zakończy się związek nastoletniego koszykarza z pięćdziesięcioletnią, zamożną kobietą. Poznajemy ich w tej fazie związku, w której on najwyraźniej chce się z fascynacji (?) wyplątać, a ona wpada w pułapkę prokuratorsko-matczynego