Ilekroć oglądam na scenie jakieś dzieło Krzysztofa {#au#1590}Pendereckiego{/#}, odczuwam żal z powodu straconej okazji. Przed dziesięciu laty dałem temu wyraz na łamach "Ruchu Muzycznego", zastanawiając się, na czym polegają operowe porażki tego kompozytora. Zaatakował mnie wtedy Andrzej Chłopecki, dowodząc, że nie można mówić o porażkach, skoro utwory sceniczne Pendereckiego wystawiane są przez teatry operowe na całym świecie. Chłopecki nie zrozumiał, albo nie chciał zrozumieć, że mnie nie chodziło o kasę, lecz o porażkę artystyczną. W końcu Glassa też grają na całym świecie, choć to muzyczne badziewie. Z jednej strony trzeba wysoko ocenić fakt, że w swoim czasie Penderecki oparł się globalnej chorobie minimalizmu, repetycjonizmu i prymitywizmu, że jego muzyka pozostała narracją o tradycyjnej dramaturgii i formie zamkniętej, z drugiej strony żal jednak, że w teatrze ograniczył się do tradycyjnej formy operowej. Jej możliwości artys
Źródło:
Materiał nadesłany
Ruch Muzyczny nr 23