Trudno nie zaprotestować po obejrzeniu "Naprawiacza Świata" - nie do takiego Bernharda przyzwyczajona jest krakowska publiczność po "Kalkwerku" i "Rodzeństwie" Krystiana Lupy. Zestawienie jego spektakli z najnowszą produkcją Starego Teatru wydaje się niestosowne i z góry przesądza o porażce Piskorza-reżysera, który gra w przedstawieniu także rolę tytułową. Dwa groteskowe monstra umieszczone w ascetycznej izolatce wprowadzają widzów w chory świat wzajemnej zależności, lęków i obsesji: z głośnika płyną pomrukiwania i postękiwania jakiegoś muzycznego grafomana. W trakcie monologów Naprawiacza Świata Kobieta (Agnieszka Mandat) wnosi i znosi ze sceny rekwizyty, których pojawienie się ustanawia początek sytuacji scenicznych - mycia nóg, czesania, wkładania garnituru przez bohatera. Słowa, tak ważne w teatrze Bernharda, wypowiadane przez Piskorza brzmią tylko zabawnie - nie ma w nich grozy, lęku, szaleństwa. W "Naprawiaczu Świata" mi
Tytuł oryginalny
Ani śmiesznie, ani strasznie
Źródło:
Materiał nadesłany
Przekrój nr 2