Jest tu kilka istotnych monologów, w których de Sade wykłada filozofię libertynizmu, ale w spektaklu są one tylko potokiem słów, z którym twórcy najwyraźniej nie wiedzieli, co zrobić. - o spektaklu "Filozofia w buduarze" w reż. B. Hussakowskiego w Teatrze Nowym w Krakowie pisze Marta Bryś z Nowej Siły Krytycznej.
Wystawianie w teatrze tekstu Markiza de Sade'a jest krokiem niezwykle ryzykownym. Trzeba mieć na niego konkretny (radykalny w formie) pomysł i przede wszystkim klarowny cel działania. Szczegółowe opisy aktów seksualnych, narządów i wszelkich dewiacji nie ułatwiają stworzenia dramaturgii spektaklu. W "Filozofii w buduarze" jest kilka istotnych monologów, w których de Sade wykłada filozofię libertynizmu, ale w spektaklu są one tylko potokiem słów, z którym twórcy najwyraźniej nie wiedzieli, co zrobić. Pustą scenę oddzielają od widowni szyby, za nimi pięcioro aktorów w rajtuzach, czarnych getrach i białych koszulach. Mocno pomalowane na biało twarze skutecznie utrudniają rozróżnienie aktorów, dzięki czemu historia traci wymiar jednostkowy, a miała, zapewne, zyskać uniwersalny. Grupie przewodzi Dolmance (Piotr Sieklucki), wraz z rodzeństwem Madame de Saint-Age (Dominika Knapik) i Kawalerem (Jakub Falkowski) wymyślają coraz to bardziej wyrafinowane for