- Każdy Polak ma prawo do zabrania głosu, kiedy uzna to za stosowne. Dyrektor banku, lekarz czy artysta. Obojętnie kto. Przecież w sprawach publicznych nie mogą wypowiadać się tylko politycy. Niech robi to każdy, byle rozsądnie - mówi aktor w rozmowie z Rafałem Bieńkowskim.
Jak czuje się aktor u progu siedemdziesiątki? - Bardzo dobrze. Wielu z nas - chociażby Janusz Gajos, Jurek Radziwiłowicz czy Piotrek Fronczewski - jest u szczytu swoich możliwości artystycznych. Rozumiemy dużo więcej niż przed laty, chociaż czasami być może nie jesteśmy już w stanie zrobić czegoś fizycznie. Mamy pewne ograniczenia, ale jesteśmy w pełni władzy środków, które są wyrazem naszej twórczości. Troszczę się, bo brukowce ostatnio rozpisywały się, że zasłabł pan podczas spektaklu. - Że co?! Nigdy nie zasłabłem podczas spektaklu, to kłamstwo. A rodzina nie zwraca uwagi, że gra pan zbyt dużo i być może już ponad siły? - Tak, czasami słyszę, że pracuję za dużo. Wtedy zawsze im obiecuję, że będę pracował mniej. I pewnie wtedy to pan kłamie. - (Śmiech). Wielu ludzi teatru marzy ponoć, żeby umrzeć na scenie. Pan widzi w tym jakiś romantyzm? - To pan Bóg zdecyduje, jak to będzie z moją śmiercią. Abym tylko w dniu �