- Nie znam jeszcze wszystkich swoich możliwości, nie wiem, gdzie jest granica. Chcę podążać swoją drogą i trzymać poziom.
Izabella Starzec: Wróćmy do momentu, w którym otwierasz drzwi klasy śpiewu profesora Bogdana Makala we wrocławskiej szkole muzycznej przy Podwalu i wchodzisz na przesłuchanie. Masz nieco ponad szesnaście lat. Czy to jest początek tej historii? Czy trzeba sie jeszcze cofnąć w czasie - do nauki gry na fortepianie, do pierwszych doświadczeń scenicznych w operze, gdzie śpiewa twoja mama Dorota Dutkowska? Andrzej Filończyk: Myślę, że należy oddać hołd mojej mamie, bo to dzięki niej uczyłem się śpiewu. Mnie pewnie nigdy by to nie przyszło do głowy. To właśnie ona zainspirowała mnie do tego i "wymyśliła" Bogdana Makala, kiedy stwierdziłem, że mam już dość fortepianu, który przestał mi sprawiać przyjemność. Mama uważała, że w takim razie muszę mieć jakiś inny kontakt z muzyką, bo jest ona dla młodego człowieka jednym z najwspanialszych bodźców do rozwoju. Chodziło też o zajęcie, zagospodarowanie czasu, kontakt z rówieśnikami. Przyznam j