Mieszka w Paryżu od 40 lat, a ciągnie go do Polski. Od piątku w Elblągu można oglądać jego wystawę w foyer Teatru im. A. Sewruka. Rozmawiamy z Andrzejem Burzyńskim, aktorem i malarzem, dobrze znanym m.in. z monodramu "Niejaki Piórko".
Ciągnie pana do Polski? - Cały czas! Na 25 lat, które spędziłem na scenie w Polsce, 8 lat grałem w Olsztynie, dwa razy po cztery lata - raz za dyrekcji Sewruka, raz za Rościszewskiego. Gdy się witaliśmy, od razu pan powiedział, że ma 81 lat. Muszę więc zapytać, skąd ta wspaniała forma? Poddał się pan modom na niejedzenie mięsa i bieganie? - Nie! Pomógł mi organizm, który powiedział: nie możesz pić. Koledzy pili po premierach, a ja zawsze chorowałem. Oni rano wypili kefir i mogli pracować, a ja trzy dni leżałem plackiem. I nie paliłem, chociaż w teatrze bywało różnie. Reżyserzy często mówili: "a w tej scenie zapalisz". Gdy grałem w "Szklanej menażerii", stawałem tyłem, wciągałem dym i odwracając się, efektownie go wypuszczałem. Czasami dyskutowałem z reżyserem, że papieros tu nie pasuje, a potem przychodzili koledzy i mówili "on nie pali" i reżyser darował mi puszczanie dymka. Zamiast biegać, idę na spacer. Każdego ranka witam d