"Królowa przedmieścia" zapiera dech w piersiach. Malkontentom wątpiącym w "siły i środki naszej sceny" - na złość. Teatromanom z uporem poszukującym w teatrze rozrywki na najwyższym poziomie - z radości. Po opadnięciu premierowej kurtyny chciało się gwizdnąć po andrusowsku z podziwu - fiu, fiu! O Konstantym Krumłowskim i jego "Królowej przedmieścia" do dziś nikt by już pewnie nie pamiętał, gdyby nie Leon Schiller. Prawie 100 lat temu była "Królowa" jednym z najpopularniejszych wodewili, święcącym triumfy w teatrach ogródkowych, a jej autor - galicyjski pół aktor, pół urzędnik - zażywał sławy twórcy współczesnego przeboju scenicznego. Największą jego zasługą było utrwalenie ginącego krakowskiego folkloru podmiejskiego, uosabianego przez tamtejszych andrusów. W latach trzydziestych naszego wieku wodewil przeżywał swój renesans na scenach Krakowa, Warszawy i Lwowa, a do historii teatru przeszła słynna przeróbka Schil
Tytuł oryginalny
Andrusy i peleryniarze
Źródło:
Materiał nadesłany
Nowa Trybuna Opolska nr 65