Teatr Telewizji ma predylekcję do Eurypidesa. Może i słusznie. Pamiętamy "Elektrę" na małym ekranie. Ostatnio oglądaliśmy "Andromachę". Eurypides jest najbardziej zwyczajny z trzech wielkich tragików antyku, najbardziej prywatny, najbliższy naszemu rozumieniu świata. Hauser - autor "Społecznej historii sztuki i literatury" - ma mu niemal za złe, że zdradził tragedię grecką. Nie Eurypidesa to wina, przyszedł taki czas. Znamienne, że "Elektra", mimo iż o wiele późniejsza niż "Andromacha", "Elektra" dzieło starości autora, ma więcej cech antycznych. W tragedii o nieszczęśliwej córce Agamemnona więcej twardości i zdecydowania. Jeżeli już tam bogowie nie rządzą ludźmi, to wola ludzi jest niemal jak wola bogów, z jednego stopu, uderza mocno, człowiek nie bawi się w rozszczepianie włosa na czworo, autor zresztą też. W "Andromasze" inaczej. Ale żeby zmierzyć dystans, jaki literatura (i świadomość) grecka przeszła od czasów H
Tytuł oryginalny
Andromacha i rodzinka
Źródło:
Materiał nadesłany
"Film" nr 12