W poniedziałkowym teatrze TV obejrzeliśmy "Andromachę" - Eurypidesa w reżyserii Jana Maciejewskiego. I chociaż sztuki klasyczne (szczególnie te, które decyduje się robić telewizja) nie zawsze dostarczają nam satysfakcji estetycznej, to tym razem przedstawienie Maciejewskiego było ze wszech miar udane, wprost przemawiało do widza. Stało się tak zapewne dlatego, że reżyser i aktorzy wyakcentowali treści interesujące współczesnego odbiorcę. Zrezygnowali przy tym z odtwarzania "ducha klasycznego" utworu, który wydaje się nam obcy. Wiemy przecież, że ów "duch", w ogóle - świadomość starożytnych Greków zakładała doskonałą harmonię pomiędzy światem ludzkim i boskim, że spoidłem tych dwu światów były normy moralne i obyczajowe, jednako dotyczące bogów i ludzi. Mówił o tym Lukacs: "Granice między światem a jednostką, światłem a ogniem są wyraźne, lecz ostateczna obcość nigdy ich nie rozdziela. Gdyż ogień jest du
Tytuł oryginalny
Andromacha
Źródło:
Materiał nadesłany
"Wiadomości" nr 8