Chronienie dzieci przed smutnymi i trudnymi wydarzeniami nie wychodzi na dobre. W końcu i tak zetkną się ze złem tego świata i będzie trudno im sobie z tym poradzić - o "Małej syrence" w reż. Bogdana Nauki w Teatrze Lalki i Aktora "Kubuś" w Kielcach pisze Agnieszka Kozłowska-Piasta z Nowej Siły Krytycznej.
Oddała to, co miała najcenniejsze, aby zyskać miłość. Poświęciła swój głos i ogon, aby rozkochać w sobie księcia. Ten nie docenił daru i wybrał inną. Tak opisał jej losy Hans Christian Andersen w jednej z najpiękniejszych i najbardziej znanych baśni. Kielecka wersja "Małej syrenki" w adaptacji i reżyserii Bogdana Nauki, która rozpoczęła nowy sezon w Teatrze Lalki i Aktora "Kubuś", została wypolerowana i złagodzona. Syrenka zamiast zginąć w morskiej toni, tonie w ramionach zakochanego księcia. Zła morska wiedźma, która zabrała głos dostaje zasłużoną karę. Nie ma dylematu, czy zabić księcia, aby odzyskać ogon, nie ma nieziemskich istot, które zabierają skrzywdzoną Syrenkę. Jest Król Tryton, ojciec Syrenki, który przywraca ład i porządek, nie bacząc na ucieczkę i nieposłuszeństwo córki. Czemu mają służyć te zmiany? Przed premierą reżyser wyjaśniał, że dzięki scenicznym adaptacjom wielkiej literatury teatr przeciwstawi si�