- Nikt mnie nie może wyrzucić z mojego kraju. Na razie. I nadal można też mówić głośno, co się myśli. Nikt za to nie idzie do więzienia. Na razie. Rozmowa z Andą Rottenberg.
MIKE URBANIAK: Wielka kumulacja! ANDA ROTTENBERG: Przypadek! Zaplanowane, i to już dawno, było tylko otwarcie wystawy. Z ręką na sercu? - Daję słowo, na nic nie miałam wpływu. Przedstawienie na podstawie mojej książki "Proszę bardzo" szło swoją drogą. Nie wiedziałam, kiedy i czy w ogóle powstanie, choć wiedziałam, że Teatr Żydowski w Warszawie ma takie plany. Wydanie najnowszej książki, "Berlińskiej depresji", to także koincydencja. Powstał też niedawno film o pani. - Ale w zeszłym roku, więc już trochę czasu upłynęło. Film, książka, spektakl, wystawa. Jak samopoczucie? - Złe. Dlaczego? - Bo to wygląda, jakbym wszystko zaaranżowała i chciała, żeby stale było o mnie głośno. Tymczasem wpływ na te wydarzenia miałam niewielki bądź zgoła żaden. Poza wystawą ma się rozumieć. Na niej mi zależało najbardziej, bo to wystawa z misją. I znów panią zdenerwowało, że zamiast o sztuce mówią o pani? - Kiedy oglądała