W 1931 roku chodziły słuchy o tym, że w Druskiennikach, na Maderze i w Warszawie marszałek Józef Piłsudski przeżywał ostatnią wielką miłość swojego życia - do poznanej u wód dr Lewickiej. Józef Węgrzyn zaś wyreżyserował w Teatrze Wielkim operę Adama Wieniawskiego "Król - Kochanek". Porównanie było aż nadto oczywiste. A i bohaterowie sceniczni zachowywali się zbyt frywolnie. Doszło do skandalu na szczeblu państwowym - kolejny odcinek wspomnień Mieczysława Drzewicy Popławskiego.
Prezydent Mościcki demonstracyjnie opuścił przedstawienie. Natychmiast też pojawili się mediatorzy z obu stron i rozpoczęto negocjacje pokojowe. Ale konflikt narastał, gdyż krewki Marszałek czuł się mocno obrażony. Dodać należy, iż fatalną operę wystawiono w dniu jego imienin. Na szczęście, po wielu zabiegach generałów Wieniawy i Składkowskiego, Komendant zmiękł i dał się przeprosić. Dzięki temu nie doszło do wysłania sekundantów do dyrekcji opery. Ceną za to było wznowienie "Strasznego dworu" wystawionego specjalnie na cześć Józefa Piłsudskiego. Tego samego utworu, który Marszałek tak ukochał, że w 1926 roku zrobił sobie zdjęcie na scenie z jego realizatorami i wykonawcami. Na taki fawor zasłużyli sobie wybitni artyści Teatru Wielkiego w Warszawie nową interpretacją tego dzieła, opracowaną muzycznie przez dyrektora i kapelmistrza Emila Młynarskiego, inscenizacyjnie przez Aleksandra Zelwerowicza, scenograficznie przez Józefa Wodyński