A więc dyskusja o Jean Giraudoux trwa. Bo jakoś często ostatnio wraca ten autor na scenę, a i w teatrze telewizji wyraźnie się zadomowił. Daje to wciąż nową okazję do dyskusji, w czym się Giraudoux zestarzał, w czym przetrwał, co wniósł nowego do dramaturgii współczesnej I dlaczego tak go lubili - i na dal lubią - ludzie teatru. Ale o ile urzekła mnie historia telewizyjnej Ondyny (w wykonaniu tejże Elżbiety Starosteckiej), o tyle bosko-ziemski flirt wiernej Alkmeny pozostawił we mnie uczucie niedosytu. Mimo bowiem, że obydwie te sztuki wyszły spod pióra tego samego autora, z goła odmienna wydaje mi się ich stylistyka. I tak jak tamtej opowieści miłosnej cudownie odpowiadała nieziemskość Ondyny, tak w tym wypadku brak mi było szybszego rytmu ludzkiej krwi i przekory codziennych uczuć. Giraudoux, uciekając do mitologicznych przypowieści, zastanawiał się bowiem zawsze nad bohaterem współczesnym, łącząc z iście paryskim wdziękiem żart z nutą
Tytuł oryginalny
"Amfitrion 38"
Źródło:
Materiał nadesłany
Głos Pracy nr 47