"Przestrzeń Shelley" w reż. Krzysztofa Rzączyńskiego w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Janusz R. Kowalczyk w Rzeczpospolitej.
Joyce Carol Oates oddaje się w swych utworach badaniom psychiki ofiar w świecie przemocy i gwałtu. Jej sztukę "Ontologiczny dowód na moje istnienie" przeniósł na scenę - w przedstawieniu "Przestrzeń Shelley" - Krzysztof Rzączyński, wywodzący się z Mistrzowskiej Szkoły Reżyserii Filmowej Andrzeja Wajdy. Obcując z opowieścią Oates z 1970 r., od początku ma się jednak wrażenie deja vu. I choć nie uważam, że Oates ściągała z polskiego dramaturga, to problem fiaska wychowawczego uczciwego ojca, który nie umiał zapobiec zejściu na złą drogę swojej latorośli, zdecydowanie bardziej wspaniale przedstawił Tadeusz Różewicz w "Mojej córeczce" z 1966 r. Przedstawienie Rzączyńskiego rozkręca się z wolna i opornie, co zresztą wynika też ze złej konstrukcji dramatu. Mamy w niej bowiem do czynienia z długimi i mętnymi wywodami szesnastolatki, tytułowej Shelley (Agnieszka Roszkowska), która uciekła z domu i trafiła na Petera V. (Waldemar Barwiński). Pr