Dwie sztuki poruszyły Kraków, znajdując szeroki oddźwięk i akceptację: "Urząd" Tadeusza Brezy (adaptacja i reżyseria Wł. Krzemińskiego, scenografia A. Majewskiego, muzyka L. Kaszyckiego - w Teatrze im. J. Słowackiego), oraz "Matka" St. I. Witkiewicza (reżyseria J. Jarockiego, scenografia K. Zachwatowicz, pantomimy Z. Więcławówny, muzyka K. Pendereckiego - Scena kameralna Teatru im. H. Modrzejewskiej).
Akcja "Urzędu" jest nazbyt znana, by ją streszczać. Ale nie zaszkodzi trochę się jej przyjrzeć. Młody naukowiec, obkuty w historii Kościoła, jest dostatecznie kpetentn, by zabiegać w Watykanie w prawie swego ojca, adwokata rzy kurii biskupiej, pokrzywdzonego w swych zawodowych uprawnieniach przez kaprys lokalnego ostojnika kościelnego w Polsce. Nie wiem jak dziś, ale w latach międzywojennych taka przykurialna adwokatura, to było złote jabłko! Tak patrząc, bylibyśmy jeszcze w zasięgu Peyrefitte'a, czyli farsy o zakulisowych obyczajach, rozwijającej się przy okazji zabiegów o przywrócenie do udziału w bardzo specjalnych zyskach, płynących z bardzo specjalnego monopolu... To cechom pisarstwa Brezy zawdzięczamy, że narracja toczy się tak dyskretnie, "kuluarowo", zyskując na wielostronności precyzji tyleż albo i więcej, ile straciła ze skandalizowania. Ale dopiero uzupełnienie akcji głównej sprawą biednego proboszcza włoskiego, Don Eugenia Piolanti, na