Aktorka udowodniła, że pięćdziesięcioletnia kobieta może być piękna i potrzebna dla świata filmu. Sława jej nie zmieniła. - Wiem, że wszystko w życiu ulega zmianie - mówi. Napisała książkę o sobie. Właśnie pozwoliła innym zajrzeć do swojego życia, pokazać siebie. Na własnych warunkach.
Aleksandra Jarosz: Skąd pomysł na książkę "Anyżowe dropsy"? - Nie wiem. To był strzał intuicji, może potrzeba wyrażania siebie poprzez mówienie własnymi słowami. Poczułam wewnętrzy przymus: pisz. Chciałam opisać jeden rok z mojego życia. Od 7 marca 2019 r. do 7 marca 2020 r., zatrzymać ten fragment czasu. - Z każdym rozdziałem otwiera się jakby nowa szkatułka z informacją o pani, poprzez słowa klucze. Na pierwszym miejscu - oczy... - Pomyślałam, że oprę zapiski na konstrukcji oczu - "oczy otwarte, oczy zamknięte" - bo oczy aktorki są szczególnie ważne: łapane w różnym ujęciu. Mają również znaczenie metaforyczne. Widzieć to mieć świadomość, nie widzieć to nie mieć świadomości. Kiedy lubi mieć pani oczy szeroko otwarte? - Otwieram oczy, kiedy jestem w moich rolach, wiem co i jak mam grać. Otwieram oczy na piękno przyrody, sztuki. Kocham też piękno w ludziach, a to dla mnie uczciwość i empatia, potrzeba dawania w ramach świado