- Teatr jest dla mnie pojęciem towarzyskim. Lubię pracować z ludźmi, których lubię. Może to niewłaściwe, może należałoby pracować z wymagającymi, niesympatycznymi gburami, ale po co, skoro wokół mam zdolnych przyjaciół - mówi Mirosław Neinert, od 20 lat dyrektor Teatru Korez w Katowicach.
Sztajgerowy Cajtung: Korez ma dwadzieścia lat - czy to już czas na podsumowania, zamknięcie pewnego etapu? Mirosław Neinert [na zdjęciu]: Etapy w życiu teatru następują niezależnie od nas. Nie są wyznaczane datami, a współpracą z innymi, czy to aktorami, czy reżyserami; bądź tym, że któryś spektakl osiągnie spektakularny sukces i jeszcze długo ciągnie teatr do przodu. Natomiast sama data jest przyjemna, bo nigdy nie spodziewałem się, że ten teatr będzie tak długo funkcjonował Sz. C.: Wyobrażał Pan sobie te dwadzieścia lat temu, że przyszłość będzie tak wyglądać? M. N.: Nie. Wtedy nie mieliśmy nawet własnej siedziby. Graliśmy trochę dla pieniędzy, trochę dla zabawy, a trochę po to, by pokazać dzieciom, że teatr może być fascynujący, że można zrobić spektakl, który nie będzie chałturą, czy nudną adaptacją nudnej lektury szkolnej. Tak się złożyło, że trafiliśmy na odpowiedni czas i nasze działania spotkały się z ent