Byłem też (niestety) na spektaklu "Alicja" w Teatrze Dramatycznym, do której reżyser podopisywał własne teksty (!), uważając widocznie, że stare brednie czas zastąpić nowymi. Barbara Krafftówna na scenie męczyła się strasznie, bowiem obiecujący pomysł, żeby Alicję zagrała stara aktorka, nie został w spektaklu w ogóle spożytkowany; obroniła się jedynie Joanna Szczepkowska w roli Królowej, tworząc studium osobowości euforyczno-depresyjnej - pisze Michał Ogórek w Gazecie Wyborczej - Gazecie Telewizyjnej.
Sprawiłem sobie na mikołaja prezent: nowe tłumaczenie "Alicji w Krainie Czarów" autorstwa Elżbiety Tabakowskiej. To, co się wyprawia z klasyką literatury dziecięcej dziś, skłania do maksymalnej ostrożności: od czasu przerobienia Kubusia Puchatka na zidiociała maskotkę nie mogę już nawet czytać oryginału. Film o "Alicji..." z Johnnym Deppem nie był wprawdzie aż takim pawiem, szczególnie plastycznie, ale z powieścią wiele wspólnego nie miał. Byłem też (niestety) na spektaklu "Alicja" w Teatrze Dramatycznym, do której reżyser podopisywał własne teksty (!), uważając widocznie, że stare brednie czas zastąpić nowymi. Barbara Krafftówna na scenie męczyła się strasznie, bowiem obiecujący pomysł, żeby Alicję zagrała stara aktorka, nie został w spektaklu w ogóle spożytkowany; obroniła się jedynie Joanna Szczepkowska w roli Królowej, tworząc studium osobowości euforyczno--depresyjnej. Przy lekturze "Alicji..." Tabakowskiej wszelkie obawy znik