- Myślę, że jest zapotrzebowanie społeczne na anarchistów i my bardzo dobrze je przez lata wypełnialiśmy. W społeczeństwie muszą być też kontestatorzy - i to najlepiej tacy, z którymi da się jakoś porozumieć. I utarło się, że to my gramy tę rolę. Tacy dyżurni niby-anarchiści. Z Aliną Gałązką i Grzegorzem Laszukiem rozmawia Joanna Wichowska w Dwutygodniku Strona Kultury
JOANNA WICHOWSKA: 29 listopada 2009 roku przestajecie działać jako Komuna Otwock i zaczynacie jako... ALINA GAŁĄZKA: Jeszcze nie wiemy. GRZEGORZ LASZUK: Nie, nic się nie zmieni... Jak mamy rozmawiać: poważnie czy niepoważnie? AG: Ja mogę powiedzieć zupełnie serio: to jest koniec Komuny Otwock - przedsięwzięcia, które częściowo się spełniło, częściowo nie. Nie mam takiego przekonania, że to będzie to samo, tylko pod inną nazwą. Albo pewności, że w ogóle cokolwiek będzie dalej. Dla mnie znaczące jest na przykład to, że w "Perechodniku" bierze udział jedenaście osób, razem z technicznymi, a najnowszy spektakl próbują cztery osoby. Można by powiedzieć, że proces grupowy ciąży do zamknięcia. Być może w kolejnym przedstawieniu będzie grała już tylko jedna osoba. I masa technicznych. A co z resztą, z tym wszystkim, co robicie poza spektaklami? AG: Teatr był od jakiegoś czasu najważniejszą częścią aktywności Komuny. Pochłaniał