Ucząc się zawodu, miałem okazję współpracować z ośmioma teatrami. Do Rzeszowa trafiłem za sprawą obecnego dyrektora teatru Remigiusza Cabana. Miałem z nim okazję współpracować w Bydgoszczy przy realizacji sztuki o Nikodemie Dyzmie, w której grałem główną rolę. Później dowiedziałem się, że objął on funkcję dyrektora rzeszowskiego teatru. Zadzwoniłem i udało mi się zostać członkiem zespołu rzeszowskiej Siemaszki.
Jak to się stało, że został Pan aktorem? Jak to często bywa, stało się to zupełnie przypadkowo. Otóż w liceum przede wszystkim interesowałem się sportem, biegałem przez płotki, biegałem z chłopakami za piłką. Aż w końcu pewnego dnia, gdy z kolegami byłem akurat na szkolnym boisku, podbiega do mnie kolega i mówi: "Waldek, potrzeba nam jednego człowieka do zespołu teatralnego. Dostaniesz małą rólkę, spokojnie będziesz trenował, tylko zgódź się". Zgodziłem się, poszedłem i.. .tak zaczęła się moja wielka przygoda z teatrem. Nie przyznając się nikomu do tego pomysłu, postanowiłem, że będę zdawać do szkoły teatralnej. W wielkiej tajemnicy pojechałem do Gdyni do Studia Teatralno-Wokalnego i ku mojej wielkiej radości i zdziwieniu od razu zostałem przyjęty. Dopiero wtedy mogłem przyznać się rodzicom. Na wieść o moich planach ojciec, pracownik stoczni (wtedy jeszcze imienia Lenina), który wymarzył sobie, że pójdę w jego ślady, pokiw