Kazimierz Dejmek mawiał, że "aktor jest od grania" i do tego sprowadzasię jego rola. W XXI wieku to już nieaktualne. Ich sceną coraz częściej staje się również polityka.
Tuż przed lipcowym koncertem The Rolling Stones w Warszawie apel do Micka Jaggera i pozostałych członków legendarnej grupy wystosował były prezydent Lech Wałęsa. I nie był to wcale apel o to, by artyści oczarowali Polaków swoimi wokalnymi umiejętnościami - pisze Artur Bartkiewicz w Rzeczpospolitej.
Kazimierz Dejmek mawiał, że "aktor jest od grania" i do tego sprowadzasię jego rola. W XXI wieku to już nieaktualne. Ich sceną coraz częściej staje się również polityka. Tuż przed lipcowym koncertem The Rolling Stones w Warszawie apel do Micka Jaggera i pozostałych członków legendarnej grupy wystosował były prezydent Lech Wałęsa. I nie był to wcale apel o to, by artyści oczarowali Polaków swoimi wokalnymi umiejętnościami. Wałęsa - dość lapidarnie - poinformował The Rolling Stones o tym, że w Polsce toczy się obecnie ostra walka polityczna skupiona wokół sądów, których - jak pisał - "niezależność niszczy obecna władza". "Wiele osób w Polsce broni wolności, ale potrzebuje wsparcia. Jeśli możecie powiedzieć lub zrobić cokolwiek, będąc w Polsce, będzie to dla nich naprawdę dużo znaczyć" - podkreślił Wałęsa. Efekt? 8 lipca Mick Jagger ze sceny oświadczył, że "jest za stary, by być sędzią, ale jest dość młody, by śpiewać