Tak jak postać Konrada nie ma sensu, bo odarta zostaje z najważniejszych założeń, a "Wyzwolenie" staje się głupim show bez zaplecza intelektualnego, tak i Krzysztof staje się w pewnym momencie buntownikiem "bez powodu" - o "Aktorach prowincjonalnych" w reżyserii Agnieszki Holland i Anny Smolar w Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu pisze Monika Leonowicz z Nowej Siły Krytycznej.
Agnieszka Holland, kręcąc w 1978 roku film "Aktorzy prowincjonalni" nie przypuszczała, że po trzydziestu latach zaadaptuje scenariusz na potrzeby opolskiego teatru. Zmierzenie się z fabułą debiutu fabularnego reżyserki było dla opolskich twórców nie lada wyzwaniem. Przeniesienie scenariusza uznanego filmu na scenę jest wielce ryzykowne, nie sposób bowiem nie porównywać pierwowzoru i jego teatralnej adaptacji. Trzeba liczyć się także z tym, że jeśli sięga się po dzieło uznane, rzadko kiedy można stworzyć coś wartościowszego. Przedstawienie reżyserskiego duetu Holland-Smolar pozbawione zostało komunistycznego kontekstu, co nie zostało bez wpływu na znaczenie fabuły. Postacią dominującą, wokół której rozgrywa się akcja, jest Krzysztof (Maciej Namysło) - zdolny, trzydziestoletni aktor-idealista, pracujący wraz z innymi w małym teatrze w prowincjonalnym mieście (w Opolu?). Obserwujemy tryb życia aktorów, problemy, z którymi się borykają, k