Weźmy katechetkę, fotografa, ochroniarza, profesora resocjalizacji, reżyserkę teatralną, schronisko dla bezdomnych i huśtawkę. Co otrzymamy? Teatr - piszą Magda Serafin i Aneta Wawrzyńczak w Polityce.
W normalnych okolicznościach pewnie nigdy by się nie spotkali. W normalnych, czyli gdyby nie wylądowali na ulicy. Do stereotypu im jednak daleko: są czyści, zadbani, woni alkoholu od nich nie poczujesz. Tym bardziej, odkąd są aktorami - grają w teatrze bezdomnych. Eugeniusz (60 lat), bezdomny od dwóch lat, opowiada: - Pechowa seria mi się trafiła. Zabili moją żonę. Matka dostała miażdżycy cukrzycowej, ja zaćmy. W krótkim czasie ruina: matka nie ma nóg, ja nie mogę pomóc, bo nie widzę, po żonie straszna pustka. Przychodzili znajomi, rodzina. Chcieli pomóc. Ale ile można wytrzymać? Eugeniusz dzwoni po brata, mówi: "Przyjeżdżaj, matką się zajmiesz". Ale co z nim? Jeszcze ślepca ma mieć na karku? Przyjaciel i synowie chcą go przyjąć do siebie. Odmawia. Mówi: poszedłby do jednego, reszta się obrazi. Stawia podpisy na dokumentach, bo bratu przekazuje dom, i krzyżyk na poprzednim życiu, bo jego i tak już nie ma. Rusza w Polskę. Na ślepo - szuka sz