"Scenariusz dla nieistniejącego lecz możliwego aktora instrumentalnego" w wyk. Jana Peszka na 5(25) Toruńskich Spotkaniach Teatrów Jednego Aktora. Pisze Sylwia Lichocka w Informatorze Festiwalowym.
Co może nam, widzom, powiedzieć wielki artysta teatru za pośrednictwem tekstu powstałego niespełna pół wieku temu? Czy takie przedsięwzięcie w ogóle ma sens? Czy ówczesne dywagacje na temat współczesnej kondycji Sztuki i Aktora nie okażą się anachronizmem? Czy w takich okolicznościach dialog pomiędzy aktorem a widownią w ogóle jest możliwy? "Scenariusz dla nieistniejącego lecz możliwego aktora instrumentalnego" w wykonaniu Jana Peszka zaskoczył mnie pod wieloma względami. Zasadniczą kwestią, wyróżniającą się od pierwszych chwil spektaklu, był niepodważalny i umiejętnie wykorzystywany warsztat aktorski. Przedstawienie może stanowić swego rodzaju przegląd umiejętności, które powinien posiadać aktor. Począwszy od mimiki, przez sprawność fizyczną i gestykulację, aż po modulowanie głosu. Spektakl rozpoczyna wyjście na scenę eleganckiego, starszego pana w garniturku i kurtuazyjne powitanie publiczności. Następnie rozpoczyna się wykład