- Aktorstwo to sztuka manipulowania ludźmi. Minęło sporo czasu, zanim zacząłem grać naprawdę. Aktorem się nie bywa, aktorem się jest zawsze - mówi Jerzy Głybin z Teatru Śląskiego w Katowicach w rozmowie z Karoliną Drwal.
Rzadko się zdarza, żeby zwyczajny człowiek miał tak duży dystans do siebie, do tego, co robi. I uświadamiał sobie przebytą drogę, a także cel, do którego zdąża. Tym bardziej dziwi to u artysty, co to niby z gatunku egocentryków, ekscentryków i wrażliwców. A jednak - po raz kolejny to się sprawdza - nie wolno "szufladkować". Każdy może być wyjątkiem od ustalonych reguł, wszystko jedno - wyobrażonych czy mających uzasadnienie w faktach. I nie trzeba być outsiderem, choć przez szereg lat Jerzy Głybin, od 29 lat aktor Teatru Śląskiego w Katowicach, poniekąd nim był. Począwszy od Lwowa, z którego przyjechał z mamą do Krakowa po zdaniu matury w 1970 r. I w czasach krakowskiej PWST. I - jak sam stwierdza - tu w Katowicach,gdzie zatrzymała go scena która stała się sposobem na życie, bo inaczej być nie może. Niedawno za rolę George'a w "Kto się boi Wirginii Woolf" E. Albee'go i Jakuba w "Play - Schulz Sanatorium pod Klepsydrą", wg prozy Brunona