Nie było chyba czasu bardziej bezlitosnego dla młodości aktora niż dzisiejszy. Żaden czas nie pożerał przemijających lat młodości zachłanniej. Żaden baczniej nie wydobywał na światło rampy pierwszych zmarszczek. Żaden nie spędzał tak wcześnie z desek scenicznych "amantek" i "amantów", nie zmuszał tak bezwzględnie do zmiany ulubionych ról, do zapisania się w szeregi "charakterystycznych" aktorów - pisał Erwin Axer w Listach ze sceny.
Czy przyczyną tego zjawiska jest realistyczny kierunek naszej sztuki teatralnej i wyostrzone poczucie rzeczywistości dzisiejszego widza? Nie sądzę. Bywały przecież okresy ostrego rygoru naturalistycznego, okresy obsadzania aktorów nie tylko podług ich umiejętności kształtowania, ale przede wszystkim podług ich osobistych, przyrodzonych, niemal prywatnych właściwości, a przecież cenzus wieku nie obowiązywał chyba nigdy i nigdzie w tym stopniu, co dzisiaj u nas. Zapewne, film niemało przyczynił się do zwiększenia wymagań publiczności tam, gdzie chodzi o zewnętrzne prawdopodobieństwo. Ale przecież nie to zewnętrzne prawdopodobieństwo tak ważne w filmie, stanowi podstawę naszej sztuki i nie na tym polega realizm sceny. Dwa lata temu na przedstawieniu "Fausta" w Deutsches Theater, zachwycony kreacją aktorki odtwarzającej Małgorzatę, zapytałem jednego z jej kolegów o tajemnicę wysokiego kunsztu tak młodej artystki. "Jest rzeczywiście bardzo młod