Część aktorów szybko zaangażowała się w inicjatywy niesienia pomocy ofiarom stanu wojennego. Bojkot rozpoczął się jednak dość niespodziewanie, od drobnych gestów. Po wznowieniu działalności teatrów aktorzy brali udział w przedstawieniach, ale nie kłaniali się publiczności, odmawiano wstępu do teatrów reporterom. W styczniu 1982 r. pojawiły się "kodeksy okupacyjne" nawiązujące do tych, które funkcjonowały w czasach okupacji niemieckiej. Według nich użyczanie twarzy, nazwiska, głosu czy talentu na potrzeby wojskowej dyktatury było kolaboracją i sprzeniewierzeniem się własnemu środowisku - pisze Tomasz Kozłowski w Rzeczpospolitej.
Lata 70., dekada Gierka, były dla aktorów dobrym okresem. Władza lubiła prezentować się w roli mecenasa sztuki. Na kulturę przeznaczano duże środki i dbano o największe gwiazdy. Jak wspomina Jan Englert: "Jak potrzeba było komuś talonu na samochód, taki ulubieniec publiczności zasuwał do ministra handlu i prosił o taki talon albo sam minister dawał związkom zawodowym aktorów talony do rozdania". Środowisko odwzajemniało się sympatią. Zmiana przyszła wraz z narodzinami "Solidarności". Gdy nie grały teatry Prawdziwym momentem przełomowym było wprowadzenie stanu wojennego. Jak wspomina Zbigniew Zapasiewicz, rzeczywistość po 13 grudnia odczuwano jako próbę zatrzymania "normalnego życia, gdy nie grały teatry, nie wychodziła prasa, nie działały telefony, a na ekranie telewizyjnym pojawili się ludzie w mundurach. To był czas na refleksję". Część aktorów szybko zaangażowała się w inicjatywy niesienia pomocy ofiarom stanu wojennego. Impuls