"Singielka" Jacka Bończyka w reż. Jacka Bończyka w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej. Pisze Jacek Sieradzki, juror 18. edycji Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.
Jest regułą, że sceniczne teksty użytkowe w lekturze wypadają blado, płasko, niepociągająco. Nie ma sensu ani ich publikować, ani czytać poza sceną; zdają się zapisem technicznym, którego potencjał widowiskowy, żywioł gry, jest, zwłaszcza dla laika, ukryty, niewidoczny. Trzeba go umieć wydobyć. Teatry współczesne nie zawsze umieją. Jako że sceniczna sztuka użytkowa ma rzemieślniczy charakter, a z rzemiosłem niekoniecznie bywa dobrze, ciężkie grzechy warsztatowe przykrywa się skwapliwie pospieszną partaniną. Cieszyć się trzeba, gdy dzieje się odwrotnie. Jacek Bończyk pisał "Singielkę" dla Anny Guzik. I dla siebie, jako reżysera. Jako samodzielny dramat jego dzieło nie jest wiele warte. Materiałem scenicznym okazało się znakomitym. Monodram Bończyka mówi o samotnej czterdziestce, z zawodu piosenkarce, kiedyś z ambicjami, dziś skazanej na śpiewanie do kotleta, pardon, do "eventu", czyli, jak sama mówi, między przemówieniem prezesa a w