- Seriale nie pozwalają aktorom przeżyć czegoś takiego jak porażka. Wokół sami geniusze, a przecież aktor to wielkie byle co. Aby uprawiać ten zawód trzeba zgadzać się na wszystkie jego skutki - mówi krakowski aktor JAN NOWICKI.
Przyjechał pan do Poznania, aby zadebiutować w filharmonii. Jaką rolę odgrywa Poznań w pana życiu? - Jest bardzo ważny. Stąd pochodziła nieżyjąca już matka mojego syna Łukasza, Barbara Lerczakówna Janiszewska Sobotta. Była wybitną sprinterką. Z Poznania pochodzi także matka chrzestna Łukasza, Jarosława Jóźwiakowska-Bieda, wicemistrzyni olimpijska w skoku wzwyż w Rzymie. Mam więc związki prawie rodzinne. A te artystyczne? - Na stulecie Teatru Polskiego występowałem tu z "Nocą listopadową" Wyspiańskiego i "Procesem" Kafki. Miałem wtedy 41 stopni gorączki i lekarka powiedziała, że mogę występować tylko na własną odpowiedzialność. Grałem też w filmie Filipa Bajona "Poznań 56". Teatr, opera czy filharmonia to święte miejsca i wchodząc do nich czuję się trochę jakbym wchodził do kościoła. A czytać po raz pierwszy jakiś tekst to tak, jak kochać się po raz pierwszy. Czy planuje pan nowe role? - Zacząłem film pod robocz