Jeśli wysiada jeden zmysł, to wyostrzają się inne. Jakby przejmowały jego rolę. Moi aktorzy mają kapitalną intuicję, słuch, wyobraźnię. Potrafią wychwycić takie subtelności, niuanse, na które my, widzący, nie zwracamy uwagi. Rozmowa z Arturem Dziurmanem, aktorem i reżyserem kierującym Sceną Moliera - jedynym w Polsce profesjonalnym teatrem niewidomych.
Katarzyna Siwiec: Chodzą słuchy po Krakowie, że kręci pan film... Artur Dziurman: Owszem. Pijemy tę kawę właściwie w przerwie pomiędzy zdjęciami. To będzie film o niewidomych aktorach; ludziach związanych ze Sceną Moliera, z którymi pracuję od 12 lat. Nie sądziłam, że są tacy! - Z niewidomymi i niedowidzącymi współpracujemy od 2002 r., kiedy stowarzyszenie Scena Moliera otrzymało na ten cel europejski grant. Dodam, że to pierwsza tego typu scena w Polsce. Oj, źle się wyraziłem. Nie scena, bo przecież nie mamy własnej siedziby. W każdym razie to pierwsza tego typu inicjatywa w naszym kraju. Zaczynaliście przy Szewskiej 4. - Dziś mieści się w tym miejscu nocny klub - kolejny w śródmieściu. My się spotykamy w kościele Świętego Stanisława Kostki w Podgórzu. Osoba niewidoma w ogóle może marzyć o prawdziwym aktorstwie? To dość specyficzny zawód. I niełatwy. - Niezbędny jest talent, niezależnie od tego, czy się widzi,