Przyszłość polskiego aktorstwa napawa mnie troską z pozoru nieuzasadnioną. Bo dzisiaj to wszystko, co się rusza, wydaje z siebie cieniutki głosik, wciska twarze na okładki ilustrowanych pism, przeciętnemu odbiorcy kojarzy się z aktorstwem.
Sam już nie wiem, gdzie szukać początku stopniowej demoralizacji polskiego widza i polskiego aktora. Kto rozpoczął proceder zmierzający do postępującego kultu bylejakości? Komu zależało na tym, aby to, co piękne, profesjonalne, oparte na tradycji, wypracowane przez pokolenia polskich aktorów, zamieniać teraz na coś bez większej rangi? - pisze JAN NOWICKI w Polsce The Times.
Przyszłość polskiego aktorstwa napawa mnie troską z pozoru nieuzasadnioną. Bo dzisiaj to wszystko, co się rusza, wydaje z siebie cieniutki głosik, wciska twarze na okładki ilustrowanych pism, przeciętnemu odbiorcy kojarzy się z aktorstwem. Sam już nie wiem, gdzie szukać początku stopniowej demoralizacji polskiego widza i polskiego aktora. Kto rozpoczął proceder zmierzający do postępującego kultu bylejakości? Komu zależało na tym, aby to, co piękne, profesjonalne, oparte na tradycji, wypracowane przez po-kolenia polskich aktorów, zamieniać teraz na coś bez większej rangi? Komu zależy na tym, aby nie liczył się rezultat, tylko nieudolne dążenie do niego? Od jakiego diabła wykupiono licencję na programy telewizyjne, gdzie tańczą i ślizgają się po lodzie kreowani na gwiazdy pół-amatorzy? Komu zależało na tym, żeby młody aktor zamiast marzyć o wielkich rolach, stawał się od razu nadmiernie nagradzanym "rolorobem", łyżwiarzem, treserem, tance