"Kurt Weill" w choreogr. Krzysztofa Pastora w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Bronisław Tumiłowicz w Przeglądzie.
Nasz Balet Narodowy pod kierunkiem Krzysztofa Pastora stracił busolę. Wybrał sobie za temat twórczość Kurta Weilla, która w Polsce znaczy niewiele. Co gorsze, sposób tanecznej opowieści o tym, co tak mało znamy, okazał się prostą składanką, jak akademia ku czci. Zbyt wielu jest tu wykonawców, o których się zapomina, brak jakiejś myśli przewodniej i sporo pary idzie w gwizdek. Akademia, która trwa ponad dwie godziny, okazuje się nudna, bo śpiewacy stoją jak wmurowani, tancerze zaś, choć kręcą się i skaczą, trudno zgadnąć, po co to robią. Śpiewaków permanentnie zagłusza orkiestra, nie wiadomo, o czym nas informują, bo nie wyświetla się tłumaczeń tekstów. Z chaosu inscenizacyjnego wyłania się kilka indywidualności: Małgorzata Walewska, której jednak szwankuje mikrofon, Dominika Krysztoforska i sprowadzony z Holandii Rubi Pronk, uznany w kraju tulipanów za najbardziej seksownego tancerza wszystkich czasów. A z ekranu spogląda na nas Charlie