Nie będziemy gadać niepotrzebnych rzeczy, jak mawiał Witkacowski szewc Sajetan. Powiemy od razu - premiera "Tanga" w Teatrze Śląskim okazała się bolesną klęską. Z akcentem na "bolesną", niestety. Szkoda wysiłku aktorów, szkoda zawiedzionych nadziei publiczności, szkoda wreszcie tekstu Sławomira Mrożka. I nie znajduję niczego na usprawiedliwienie tego zdumiewającego tworu scenicznego, jaki zafundował nam Filip Bajon, ładujący w spektakl wszystkie możliwe znaki i symbole, zmieniające przedstawienie w tanią, obrazkową publicystykę. "Tango" wciąż brzmi okrutnie i stanowi trafną analizę "kretynizmu przejmującego władzę". Kwestie wszystkich postaci tej sztuki brzmią dziś znajomo boleśnie i niejako automatycznie budzą skojarzenia ze współczesnością. Mrożek nie skupia się bowiem na konkretnych sytuacjach lecz na mechanizmie korozji idei. Skutkiem wypalenia się zapału i wiary rodziców zawsze jest nowe pokolenie, stające w obliczu egzystencjalnej
Źródło:
Materiał nadesłany
"Dziennik Zachodni" nr 52