W nabożnym skupieniu, w przejmującej ciszy słuchaliśmy płynącego ze sceny potężnego, metalicznego głosu Ireny Eichlerówny - Klitajmnestry z tragedii Ajschylosa "Agamemnon". Nagle między wspaniałe strofy antycznego klasyka wdarł się jakiś dziwny szept, płynący z głębi sali: - Ach że ty grecką chałwą karmiona giestapówko, ja bym się z tobą obleciał... Szept wydał mi się dziwnie znajomy, obejrzałem się więc ostrożnie by nie zwrócić uwagi publiczności i dostrzegłem w dalszych rzędach skrzywioną niechętnym grymasem twarz pana Piecyka. Ponieważ dawno już się nie widzieliśmy, postanowiłem odszukać go w antrakcie, ale zagubiliśmy się jakoś w labiryncie korytarzy Teatru Narodowego i dopiero po przedstawieniu natknąłem się na starego znajomego w autobusie 111. - Jakież wrażenia wyniósł pan panie Teosiu z tego znakomitego widowiska? - Za dużo mokrej roboty. No i skąd tam kosmonauci? Ja rozu-mie, że trzeba uczcić pierwszą mieszaną
Tytuł oryginalny
Agamemłon
Źródło:
Materiał nadesłany
Przekrój