Największy na świecie festiwal teatralny ma już swojego faworyta; "Truth in Translation", przejmujący spektakl o grupie tłumaczy symultanicznych zatrudnionych przy przesłuchaniach ofiar i zbrodniarzy apartheidu - pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.
"Odciąłem mu dłoń. Trzymaliśmy ją potem w słoiku na posterunku, by zastraszać przesłuchiwanych". "Sąsiedzi wyciągnęli mnie z domu, zacisnęli oponę na szyi i podpalili". "Z mojego dziecka nie został nawet proch" "Zgwałciłem...", "Straciłam...", "Nie wybaczę...". Czy można wypowiedzieć takie słowa w pierwszej osobie bez gniewu, współczucia, bólu? Takie zadanie otrzymało jedenastu tłumaczy symultanicznych z Republiki Południowej Afryki: nie utożsamiajcie się, nie oceniajcie, nie ulegajcie emocjom. Przez wiele miesięcy grupa osób o najróżniejszym pochodzeniu, przeszłości i poglądach przekładała na bieżąco treść przesłuchań Komisji Prawdy i Pojednania. Udzielali swojego głosu policjantom mordercom, matkom zakatowanych aktywistów, generałom wydającym rozkazy. W 1996 r. Komisja Prawdy i Pojednania zebrała się na wniosek biskupa Desmonda Tutu, by po raz pierwszy w historii zbadać zbrodnie dokonane podczas najczarniejszych lat apartheidu.