W spektaklu "Solidarność" dostajemy solidny kawałek intensywnej pracy na rzecz tego, by wrócić w miejsce tworzenia tego, co wspólne, z jego wzruszeniami i nadużyciami, formalizmami i uniesieniami, wielkością i małością wszelkiej społecznej, politycznej pracy - pisze Ewa Majewska w portalu Polityka kulturalna.
Byłam wczoraj po raz drugi, wcześniej widziałam "Solidarność" Teatru Polskiego w Bydgoszczy, teraz - w TR. I polecam to przedstawienie wszystkim. Po pierwsze - dlatego, że jest to pierwszorzędna praca z archiwum. Jedno z najważniejszych politycznych wydarzeń XX wieku leży dziś zakurzone w segregatorach archiwów, również tych nacechowanych politycznie - jak choćby IPN, a tymczasem może stać się rozgrywką, której stawki są też naszymi stawkami, której wygrani są również naszymi ciemięzcami, których przegrane - są przegranymi naszych czasów. Powtórzone w dzisiejszych realiach protestów kobiecych, obrony sądów, walki o godną edukację slogany i postulaty sierpniowe oraz wypowiedzi rozmaitych delegatów i delegatek na Zjazd NSZZ Solidarność w Hali Olivia w Gdańsku w 1981 roku brzmią tak, jakby czas nie tyle stanął, co raczej odsłonił się w swojej nielinearności i nieuchronnym związku z ludzkim, ucieleśnionym przeżywaniem oraz pamięcią. Oglą