Nie ma większej nudy niż prowokacje, które nikogo do niczego nie prowokują. Poza ziewaniem, rzecz jasna. Piszę to pod wrażeniem niedawnej premiery "Mein Kampf" według tekstu samego Adolfa Hitlera w nieocenionym Teatrze Powszechnym w Warszawie - pisze Mariusz Cieślik w Rzeczpospolitej.
Gdyby tego teatru nie było, należałoby go wymyślić i stworzyć coś w rodzaju rezerwatu, żeby pokazywać, do czego prowadzi ideologiczne doktrynerstwo i jałowy eksperyment w sztuce. Może zresztą jest to w tym wypadku spotęgowane faktem, że reżyser "Mein Kampf" Jakub Skrzywanek (radzę zapamiętać to nazwisko) jest albo skrajnym beztalenciem, albo w ogóle nie panuje nad materią teatralną. Zresztą możliwe przecież, że jedno z drugim harmonijnie się łączy. Ale nie po to piszę te słowa, żeby się nad nieszczęśnikiem pastwić, zresztą już tydzień temu poddałem tu jego wypowiedzi krytycznej analizie. Ciekawe jest co innego. Otóż znudzona publiczność w spokoju wysłuchiwała przez dwie godziny steku rasistowskich bredni tylko dlatego, że napisał je Adolf Hitler. Okazuje się, że czar pana z wąsikiem wciąż działa. Oczywiście, w jakimś sensie jest to zrozumiałe, bo wielkie kwantyfikatory na wszystkich robią wrażenie, a Adolf Hitler uchodzi z