- Obserwacje i obawy Ludlama są mi dosyć bliskie i zarówno pozerstwo pozornie awangardowej sztuki jak i zbyt łatwe pocieszenia niesione przez wątpliwej jakości specjalistów od prostych diagnoz psychoanalitycznych, budzą i moje wątpliwości i sprzeciw. I bliska jest mi potrzeba ukazania tych zjawisk w krzywym, parodystycznym zwierciadle - mówi reżyser Adam Orzechowski przed premierą spektaklu "Par paranoje" na Scenie Letniej Teatru Wybrzeże w Pruszczu Gdańskim.
Bezpardonowa krytyka pseudowangardowej sztuki, wulgarnej wersji psychoanalizy, uwikłania w seksualne obsesje - to ważne punkty najnowszego spektaklu Teatru Wybrzeże, "Par paranoi" w reżyserii Adama Orzechowskiego [na zdjęciu]. Przemysław Gulda: Po "Tajemniczej Irmie Vep" wraca pan do twórczości Charlesa Ludlama. Co pana w niej tak fascynuje? Adam Orzechowski: Fascynacja to może trochę zbyt silne określenie, przyjmijmy, że jego kolejne dzieło wzbudziło moje zainteresowanie, że dostrzegłem jego sceniczny potencjał, że lubię ten rodzaj humoru, że podzielam jego rezerwę wobec pseudoawangardowej sztuki i prostackiej, powierzchownej psychoanalizy praktykowanej przez domorosłych od niej specjalistów, uprawiających również dramatopisarstwo. Ludlam znany był nie tylko ze swoich tekstów, ale także z wkładu, jaki położył w wykształcenie koncepcji "theatre of the ridiculous". Na ile jest ona panu bliska? Na ile jej echa będzie można zobaczyć w pana now