- Gdyby przyszedł do mnie Lucyfer, czy nawet Mefistofeles, i powiedział: słuchaj, masz tutaj cyrograf. Jak go podpiszesz i odsprzedasz mi duszę, ja ci dam możliwość zaśpiewania jednego spektaklu sopranem. Zrobiłbym to bez najmniejszego zawahania - Adam Olaf Gibowski opowiada o swojej fascynacji operą.
Kuba Wojtaszczyk: Zacznę banalnie: kiedy poczułeś, że chcesz zajmować się operą? Adam Olaf Gibowski: Kiedyś zadałem sobie pytanie, skąd u mnie fascynacja muzyką klasyczną? Miałem w głowie tylko niejasny przebłysk: mam chyba pięć lat i patrzę na twarz dziennikarki telewizyjnej. Dopiero po piętnastu latach dowiedziałem się, że była to retransmisja koncertu z auli poznańskiego uniwersytetu, którą wówczas musieli oglądać moi rodzice. Stałem jak wryty przed telewizorem i patrzyłem na wspomnianą kobietę. Od tamtego czasu bardzo chętnie lgnąłem do miejsc, gdzie pojawiała się muzyka - nazwijmy to - klasyczna. Po wielu, wielu latach spotkałem tamtą dziennikarkę na premierze w poznańskiej Operze. To była Emilia Skalska, dzisiaj już emerytowana dziennikarka muzyczna TVP. A kiedy pojawiła się opera? - Przyszła z czasem i to przez Violettę Villas. To była moja muza w latach dzieciństwa i wczesnej młodości. Nęciła mnie całym sztafażem dziwac